Fabuła "Szaleństwa lokatorki", trzeba przyznać, nieoryginalna. Do połowy film jest dość przeciętny, ZŁA bohaterka naprawdę działa widzowi na nerwy(oczywiście w pozytywnym znaczeniu), w końcu miała to robić. Bardzo spodobał mi się warsztat aktorski Lindsay Crouse - ta aktorka już ma trochę ról za sobą zagranych jak mniemam bardzo dobrze. W każdym razie z tego filmu wywiązała się na plusa - przekonuje, idealnie przedstawia obraz niepewnej i cierpliwej kobiety, która mimo wszystko chce usunięcia z jej życia tej ZŁEJ. ZŁĄ, czyli Larę, zagrała Zoe McLellan i udało jej się. Została stworzona do roli irytującego czarnego charakteru z problemami psychicznymi. Jej twarz, jej spojrzenia były bardzo spójne do scenariusza. Muzyka jest niezłą robotą, w końcu robił ją Mark Snow, który już wielokrotnie przedstawiał swój talent(stworzył świetne melodie otwierające "Z Archiwum X" oraz "Pasadenę" - ta druga jest szczególnie melodyczna i wpadająca w ucho, Snow odpowiada także za muzykę w "Grzecznym Świecie" i "Jedynej ocalonej" i oczywiście normalnej odcinkowej muzyki, prócz intra, w Archiwum X). Reżyser jest nijaki, ale zadyrygował końcówką w interesujący sposób. Zdjęcia są dobre, szczególnie w scenach z panoszeniem się Lary po domu. "Szaleństwo lokatorki" to nic nowego, ale z pewnością wyróżnia się spośród innych filmów o podobnej fabule(takich jest naprawdę wiele). Jeżeli jeszcze raz to puszczą w telewizji, to możecie obejrzeć, film nie męczy, czasem trzyma w napięciu.