Teoretycznie o tym samym (kobieta vs mężczyzna), w tym samym miejscu, z tymi samymi aktorami i dowcipem. Jednak Manhattan wydaje mi się... smutny. Tak naprawdę jest to film o ludzkim egoizmie. Isaac kiedy przegrywa walkę o swoją żonę, chce przejechać jej kochankę. Jill nie licząc się z uczuciami Isaaca wydaje ośmieszająca go książkę. Yale odbija kobietę przyjacielowi i "beztrosko" zostawia dla niej żonę. Mary igra z uczuciami trzech osób - Isaaca, Yale'a i Emily. Isaac, kiedy ponosi porażkę, dość cynicznie wraca do "bezpiecznej przystani" - Tracy. I tak naprawdę w całym tym egoistycznym świecie dorosłych, tylko 17-latka jest na tyle naiwna aby być szczera, wierna i bezinteresowna.
Mądry dramat, podszyty Allenowskim humorem, ze zjawiskowym Nowym Jorkiem w tle.